fbpx

Gdy gubisz się w rozwoju osobistym…

Szukasz siebie i nie możesz siebie odnaleźć… Czytasz mnóstwo książek dotyczących szeroko rozumianego rozwoju osobistego lub duchowego. Jeździsz na warsztaty jogowe, oddechu holotropowego, na vipasanę, ustawienia hellingerowskie. Korzystasz z hipnozy, regresingu, Lowena, Bowena… Przerabiasz dzieciństwo, tropisz w sobie ograniczające przekonania, które nakładziono ci do głowy (lub które sama sobie nakładłaś). Pracujesz z wewnętrznym dzieckiem, albo z gromadzoną latami złością. I z lękiem o bliskich. Może z kobiecością, z łonem. Lub z czakrami.

Czujesz, że gubisz się w tym wszystkim. Łzy napływają, ściska Cię w gardle, bo nie wiesz co dalej. Ale szybko się otrząsasz, przecież kiedyś w końcu musisz osiągnąć ten upragniony spokój wewnętrzny i równowagę, i lecisz na akupunkturę.

Miewam takie chwile, że naprawdę mam już dość tego rozwoju, tego nieustannego mierzenia się ze sobą i przemierzania ciemnych zakamarków mojego ja. Bo czy możliwe jest uzdrowienie wszystkiego, co wymaga we mnie uzdrowienia? Obawiam się, że nie, i ta myśl mnie przeraża.

Wiesz, co wtedy robię?

Sięgam po najprostsze z możliwych narzędzi, którego ważność odkryłam dzięki Ajurwedzie – idę na spacer.

Ajurweda to medycyna i filozofia, która opiera się na zrozumieniu odwiecznych praw Natury. I zrozumieniu, że jestem Naturą. Nie jej częścią, lecz nią. Składam się z tych samych elementów, co ona – żywioł powietrza, przestrzeni, ziemi, wody i ognia są w niej i są we mnie. One czynią mnie taką, jaka jestem. I sprawiają, że mój organizm jest lustrem praw Natury i biorytmów. Odczuwam to co dzieje się w Naturze, bo jestem nią. Nie jestem oddzielnym bytem, jestem z Naturą stopiona jak ocean i kropla wody, która z niego pochodzi. Rytm dnia i nocy, przemiany pór roku – to wszystko we mnie płynie. Jestem w tym, jestem tym. Mogę z tym płynąć i czerpać z tego moc. Pozwalać niech Natura mnie zasila. Czasem jednak tak zajęta jestem życiem i rozwojem osobistym, że gdzieś mi ta prosta prawda umyka. Oddzielam się. Tak się zapętlam, że nie zauważam tego, co się dzieje poza mną. Wybieram jakiś wycinek mojej rzeczywistości wewnętrznej, tej “do przepracowania”, i tracę szerszy kontekst i – paradoksalnie – połączenie ze sobą, z całą sobą. I wtedy bezpośredni kontakt z Naturą przywraca mnie do pionu.

Jak powiedział ktoś mądry “Natura jest naszą największą uzdrowicielką”. Więc w trudnych chwilach zwróć się do niej. I idź na spacer. Przewietrz głowę i serce. Zrób przestrzeń, niech to wszystko w Tobie wybrzmi, emocje niech się wypalą. Niech wszystko przepłynie. Połóż się w trawie, zanurz w niej twarz, a palce wbij głęboko w lekko wilgotną ziemię. Zaczep się tam, zakotwicz. Pozwól Naturze się przytulić i otoczyć opieką. Oddychaj. I pozwól, niech wszystko odpłynie, a Twoje serce znów zacznie bić w rytmie przyrody. Czyli w Twoim rytmie. Wtedy wszystko staje się prostsze. Zaczynasz rozumieć, co jest esencją życia – że jest nią życie samo w sobie, bycie tu i teraz…

Chciałabym na koniec podzielić się z Tobą tą piosenką i nagranym do niej video, być może Cię zainspiruje…

To historia kobiety, która jest zmęczona współczesnym stylem życia, i czuje, że jest coś więcej. Ucieka więc z miasta do lasu, i tam przechodzi głęboką transformację – umiera i rodzi się na nowo, jako istota wielowymiarowa, która zyskała głębokie zrozumienie swojej natury…