fbpx

Ostatnio mam kosmetycznie i w ogóle w życiu etap minimalistyczny.  Stąd ochota na kosmetyk, którym mogę umyć się od stóp po włosy, łącznie z twarzą, oczywiście bez ryzyka, że mi włosy wypadną albo skóra na twarzy się zanadto przesuszy. Taki kosmetyk to w sumie nic odkrywczego, po prostu odwar z jakiegoś zioła obfitego w saponiny, które to związki chemiczne w uproszczeniu rzecz ujmując są naturalnymi detergentami.

Odwar zagęszczony gumą ksantanową (zawieszoną uprzednio dla wygody w glicerynie lub pantenolu) tworzy żel, którym naprawdę można wygodnie umyć wszystkie partie ciała, łącznie z włosami, i jest to bezpieczne, skóra jest czysta, włosy również, i nie dzieje się nic 🙂

Zrobiłam dwa odwary z dwóch orientalnych ziół zawierających saponiny, bez problemu dostępnych w Polsce – z reetha (orzechów piorących) i z shikakai.  Wg ajurwedy odwary co do zasady robi się w proporcji 1 część ziół na 16 części wody (czyli np. 10 gramów ziół i 160 ml wody) i gotuje się tak długo, aż ilość wody zredukuje się do 1/4, więc robienie odwaru trwa długo, znacznie dłużej niż w naszym kręgu kulturowym. Można użyć oczywiście mniej wody, ale należy dążyć do uzyskania proporcji ziół do odwaru: 1 część ziół – 4 części odwaru, czyli np. z 10 gramów ziół powinniśmy otrzymać finalnie około 40 ml odwaru, już po odsączeniu ziół. Użyłam ziół sproszkowanych, można również użyć suszonych całych owoców, ale wtedy należy je uprzednio moczyć przez kilka godzin, a najlepiej przez całą noc.

Orzechy piorące są oczywiście mocno saponinowe i odwar pieni się naprawdę nieźle, lepiej niż shikakai, ale niestety podczas gotowania ich zapach ma dużą siłę rażenia – przynajmniej pół wsi wiedziało, że coś się u mnie szykuje 🙂 dlatego zdecydowanie wolę shikakai. Również i dlatego, że dotarłam do badań naukowych, z których wynikało, że ekstrakt wodno-etanolowy shikakai ma takie właściwości antyoksydacyjne jak kwas askorbinowy (ech, gdybym tylko miała czym odparować etanol…) A poza tym jest to zioło „włosowe”, o czym wkrótce.

shikakai i reetha

Po lewej – shikakai i zagęszczony odwar z tego zioła, po prawej – reetha

Można by jeszcze pokusić się o zestawienie tych dwóch orientalnych roślin z bardziej europejską mydlnicą lekarską, która też jest znana z saponin, wszak nazwa nieprzypadkowa 🙂 z literatury wynika, że w mydlnicy mamy 5-7 % saponin, czasem 10% (w korzeniu), w shikakai ok. 8%, a w reetha saponin jest 10-11,5 %, aczkolwiek spotkałam się z badaniami naukowymi, wg których można wyciągnąć z reetha nawet 30% gdy potraktujemy je wodą z etanolem… no i znowu westchnienie – bo nie mam czym odparować etanolu, przecież nie wypada wsadzać ekstraktu do piekarnika 😉 Gdyby ktoś miał dostęp do wyparki próżniowej to się polecam 😉 Poza mydlnicą o innych naszych bogatych w saponiny ziołach nie wspominam, ponieważ na tym blogu wolałabym skoncentrować się na roślinach orientalnych.

Można zrobić wersję bardziej wypasioną takiego kosmetyku do mycia – w formie mleczka, ale wtedy coś za coś – nie bardzo nadaje się to do włosów:

Grupy składników Składnik % w recepturze Ilość w gramach

Faza tłuszczowa

olej

10

5

Emulgator GSC

2

1

Faza wodna

Gliceryna

5

2,5

Guma ksantanowa

0,5

0,25

Odwar

do 100

40,5

Faza dodatków Konserwant

1

0,5

Olejek eteryczny

0,5

0,25

RAZEM

100

50

 

Po lewej mleczko z odwarem z shikakai, po prawej – z reetha

 

A jeśli nie ufasz saponinom, można posłużyć się detergentami:

Grupy składników Składnik % w recepturze Ilość w gramach
Faza tłuszczowa olej

10

5

Emulgator GSC

2

1

Faza wodna Gliceryna

5

2,5

Guma ksantanowa

0,5

0,25

Glukozyd laurylowy

10

5

Woda destylowana/hydrolat

do 100

35,5

Faza dodatków Konserwant

1

0,5

Olejek eteryczny

0,5

0,25

RAZEM

100

50

Komentarz do receptury:

  • podstawowe założenie przy tworzeniu receptury – to ma być kosmetyk do mycia ciała, nie do pielęgnacji, ma zbyt krótki kontakt ze skórą, więc nie warto upakowywać weń jakieś wyrafinowane składniki aktywne, witaminy, ekstrakty roślinne, bo po prostu za bardzo nie zdążą wniknąć w skórę
  • drugie założenie – kosmetyk ma myć, ale nie odzierać skórę z warstwy lipidowej, więc ilość detergentu powinna być rozsądna; jako detergent zastosowałam glukozyd laurylowy, ale może być też kaprylowy, decylowy lub inny alkilopoliglukozyd, albo betaina kokamidopropylowa, wszystkie są dostępne w sklepach z półproduktami kosmetycznymi. Oczywiście ilość użytego detergentu można zmniejszyć 🙂 Zwiększyć w sumie też, ale nie polecam zbytnio, bo mleczko nabiera konsystencji meduzowato – galaretkowatej, a jeśli chciałabym mieć coś takiego, to kupiłabym krem pod prysznic Alterra
  • olej może być dowolny, nawet rafinowany – patrz pierwsze założenie 🙂
  • użyty emulgator GSC – bo lubię 🙂 może być inny preferowany przez Ciebie, ale pamiętaj, że chodzi o uzyskanie konsystencji mleczka
  • guma ksantanowa gwarantuje stabilność emulsji gdy używamy GSC (w gruncie rzeczy jest koemulgatorem),  a poza tym nadaje przyjemną konsystencję
  • konserwant – można oczywiście pominąć, pamiętając o wszelkich za i przeciw 🙂 w kosmetykach z fazą tłuszczową stosuję mieszankę alkoholu benzylowego i kwasu dehydrooctowego (w handlu występującej pod nazwą DHA BA), nie ukrywam, że ten pomysł ściągnęłam od Sylveco 🙂
  • olejek eteryczny dowolny, Twój ulubiony, może być mieszanka, miej jednak na uwadze, że niektóre olejki podrażniają skórę.

 

 

Sposób wykonania:

  • jest to emulsja typu olej w wodzie, metoda wykonania – na ciepło, zarówno fazę wodną jak i olejową (tłuszczową) podgrzewamy w gorącej kąpieli wodnej
  • zawsze bezwzględnie pamiętaj o rękodzielniczym bhp – dezynfekuj naczynia, mieszadła, dłonie, blaty, pojemniki na gotowy produkt
  • odważ składniki do dwóch naczyń: do jednego składniki fazy wodnej, do drugiego – składniki fazy tłuszczowej, przy czym w przypadku fazy wodnej polecam najpierw odważyć glicerynę, następnie dodać do niej gumę ksantanową i porządnie wymieszać, guma świetnie zmiesza się z gliceryną i nie powstaną żadne grudki i gluty, które lubią się pojawiać, gdy rozpuszczamy gumę w wodzie.
  • przygotuj składniki fazy dodatków (konserwant, olejek eteryczny), których nie podgrzewamy i które dodamy do kremu pod koniec procesu produkcyjnego; możesz je odważyć do trzeciego naczynia, albo możesz je odważać bezpośrednio już do prawie gotowego kremu
  • oba naczynia wstaw do gorącej kąpieli wodnej, rozpuść dokładnie wszystkie składniki, szczególnie zwróć uwagę na to, aby dokładnie rozpuścić emulgator w oleju, notabene GSC rozpuszcza się stosunkowo szybko, i za to go m.in. lubię (inny powód to cena ;))
  • po rozpuszczeniu składników wyjmij naczynia z kąpieli wodnej i wlej powoli składniki fazy tłuszczowej do naczynia ze składnikami fazy wodnej, cały czas mieszając
  • mieszaj do przestudzenia mleczka, możesz ten proces przyspieszyć, umieszczając naczynie w kąpieli wodnej, tym razem zimnej
  • gdy mleczko nabierze temperatury pokojowej wlej składniki fazy dodatków i porządnie wymieszaj.