Jesień kulinarnie kojarzy się najbardziej z dynią. Przyjrzyjmy się zatem, co może nam ofiarować dynia – jakie wsparcie dla organizmu.
Dynia uznawana jest za jedno z najbardziej odżywczych warzyw. Tymczasem to jest de facto owoc rośliny zwanej dynią zwyczajną (Cucurbita pepo L.). obejmującej – notabene – kilkanaście odmian. Ale traktujemy ją jak warzywo, chociażby ze względu na niezwykłą koncentrację witamin i minerałów w niej zawartych. Jest przede wszystkim świetnym źródłem witaminy A – 100 g miąższu zawiera jej tyle, że pokrywa 200 % przeciętnego dziennego zapotrzebowania na tę witaminę. Witamina A wykorzystywana jest przez organizm w wielu różnych procesach, jest to między innymi silny przeciwutleniacz. Z niedoborami tej witaminy mogą wiązać się problemy ze skórą, przede wszystkim trądzik.
Dynia zawiera też dużo białka i błonnika, dzięki czemu jest – jak na warzywko/owoc – dość sycąca, po zjedzeniu pieczonej dyni czy dyniowej zupy – kremu nie będziesz głodna za pół godziny 😉
Dynia zawiera również tryptofan – cenny aminokwas, którego organizm człowieka nie wytwarza, więc musimy go dostarczać z pożywienia; niedobór tryptofanu wpływa na sen i nastrój, bowiem ten związek bierze udział w wytwarzaniu melatoniny i serotoniny.
Dynia nie jest obojętna dla kobiecych hormonów. Pestki dyni bowiem wykorzystujemy w metodzie wspierania cyklu menstruacyjnego, zwanej rotacją nasion, o której już pisałam
Pestki dyni zawierają ponadto kukurbitacynę, która ma działanie przeciwpasożytnicze.
Wg Ajurwedy dynia ze swojej natury jest ciężka i dominuje u niej słodki smak, więc działa uziemiająco. Po jej zjedzeniu poczujesz się nasycona, napełniona i zrelaksowana. Jest niczym światełko rozpraszające mrok jesiennych wieczorów 😉 Może poprawić Twój nastrój, uspokoić głowę, spowolnić, zatrzymać na chwilę, zwłaszcza jeżeli dodasz gałki muszkatołowej. Jednak, jeżeli już czujesz się ociężała, przytłoczona, dynia może ten efekt pogłębić, zwłaszcza jeżeli zjesz ją z jakimś zbożem, np. w połączeniu z ryżem/kaszą. Używając ajurwedyjskiego języka – dynia balansuje doszę vata, ale niekoniecznie jest korzystna dla doszy kapha. Efekt podnoszenia się doszy kapha możesz złagodzić ostrzejszymi przyprawami. I oczywiście mówimy tu o dyni gotowanej lub pieczonej, nie surowej.
Ponadto dynia jest wychładzająca, co oznacza, że balansuje doszę pitta. Innymi słowy – działa przeciwzapalnie. Jest więc wskazana, gdy w Twoim organizmie rozwija się jakikolwiek stan zapalny, zwłaszcza jeżeli stan zapalny objawia się w układzie pokarmowym i np. masz podrażniony żołądek, wrzody, cierpisz na zgagę, refluks, Twoje wypróżnienia są zbyt luźne i zbyt częste. Jednak nie dodawaj wtedy do pieczonej czy gotowanej dyni ostrych przypraw, bo one podkręcają stan zapalny.
Bardzo przydatne informacje. Pozdrawiam serdecznie
dzięki, pozdrawiam!
no tak ale pieczona czy gotowana traci wszelkie wartosci odzywcze jest juz wstepnie nadtrawiona jesli mozna tak to nazwac i nie posiada juz enzymow….temperatura zabija wszystko. a surowa jest rownie pyszna ale tez i zdrowa nie traci wartosci. przez gotowanie i przetwarzanie zywnosci nie potrafimy juz trawic zywnosci nie przetwozonej…to smutne ,,uwielbiam ajurwede wiele mi pomaga ale i tez nie zgadzam sie z niektorymi teoriami , nie znosze masla ghee mam odruch wymiotny, nie jadam zboz od lat i wiele lepiej sie czuje a straczki i kasze jadam tylko kielkowane ..czasami zjem cos gotowanego ale to rzadkosc wtedy kiedy naprawde mi sie chce . mysle ze malymi kroczkami mozemy dojsc do calkowitego zycia na surowo u jednych trwa to krocej u innych bardzo dlugo…pozdrawiam serdecznie kati
Dziękuję za Twój komentarz, ciekawą perspektywę prezentujesz. Chętnie postawiłabym pytanie, dlaczego tak a nie inaczej reagujesz na masło klarowane i na zboża. Zdrowy organizm powinien przyjmować wszystko – i surowe i gotowane, i wszelkie tłuszcze, zboża (w tym pszenicę), itp., oczywiście z umiarem, zachowując podstawową w dietetyce ajurwedyjskiej zasadę sezonowości. Diety eliminacyjne (a taka z punktu widzenia Ajurwedy jest dieta surowa) są traktowane w podejściu ajurwedyjskim jako terapeutyczne, więc stosowane przez określony czas i nastawione na osiągnięcie konkretnego efektu leczniczego/wspierającego powrót do równowagi. Do do dyni – cóż, w tekście napisałam, że temperatura nie zabija wszystkiego, bo wręcz podbija właściwości zdrowotne dyni 😉 A generalnie moje podejście do Ajurwedy jest takie: weź z niej tyle, ile na ten moment życia potrzebujesz i ile jesteś w stanie wziąć, resztę odrzuć, ale bądź w kontakcie ze swoim organizmem i na bieżąco reaguj na jego (zmieniające się) potrzeby. Pozdrawiam!
bardzo dziekuje za odpowiedz :)), od prawie 30 lat nie jadam miesa a od wielu lat produktow odzwierzecych …no coz chyba sie Pani domysla ze malymi albo wiekszymi krokami ide w strone surowego veganizmu czy tez witarianizmu….czasami mocno pre do przodu czasami cofam sie ciutke do tylu jesli czuje ze idzie mi nie najlepiej..ale ogolnie zywie sie wszystkim co roslinne…moze dlatego po tylu latach nie znosze tego smaku masla….co do zboz i kasz jem jedynie skielkowane..uwazam ze zboza nie sa dla nas dobre…zawsze mialam problemy ze zbozami ,,,szybko bylam pelna …ale jak by nie dojedzona,,,. uwielbiam surowa diete veganska .uwazam ze jest to najlepsze dla zdrowia czlowieka …oczywiscie miewam ciagle problemy trawienne gdyz sposoby takiego jedzenia ma swoje reguly …z reszta podobne do ajurwedyjskich ..jedynie surowe :), zniknelo wiele moich problemow zdrowotnch migreny ktore mialam od dziecinstwa , przstalam chodzic do lekarzy, brac lekarstwa chorowac..ciagle sie ucze i dlatego raz sie cofam raz pre do przodu…bardzo pomaga mi w tym ajurweda, zwlaszcza poznac moje zaburzone dosze 😉 i mysle ze wlasnie tak robie jak Pani mowi biore tyle ile moge , pozdrawiam z pieknej Austrii