fbpx

Ajurweda to filozofia życia w rytmie Natury. Istotą tej filozofii jest wiedza, przekonanie i pewność, że każda komórka naszego ciała jest dostrojona do rytmu Natury. A jedną z jego cech jest powtarzalność, cykliczność. Najbardziej spektakularny, widoczny i odczuwalny dla nas jest rytuał zmian pór roku oraz biorytm dobowy czyli rytuał przemiany dnia i nocy.  

Mniej zauważalnym, bo najkrótszym, ale bardzo ważnym  biocyklem jest cykl oddechu

Jest też cykl faz księżyca…

Być może słyszałaś, że męska energia kojarzona jest ze słońcem, a żeńska – z księżycem. Ale czy zastanawiałaś się dlaczego? Otóż, dlatego, że nasz cykl menstruacyjny trwa przeciętnie tyle, ile cykl księżycowy. W czasie swojego cyklu kobieta zmienia się, transformuje, podobnie jak księżyc w poszczególnych fazach swojego cyklu ulega transformacji od nowiu do pełni.

Poszczególne fazy cyklu menstruacyjnego

Omawiając poszczególne fazy cyklu menstruacyjnego, oczywiście zrobię to jak na konsultanta Ajurwedy przystało – posługując się doszami. Nie potrafię już posługiwać się innym językiem. A nawet nie chcę, bo dosze pozwalają opisać rytm Natury, naszą codzienność w prostych słowach, ująć w logiczne ramy bez posługiwania się skomplikowaną terminologią medyczną, chemiczną, dają świetny punkt odniesienia, tylko trzeba je zrozumieć. Gdy już raz uchwycisz ten koncept, to nagle cała nasza biologia, emocjonalność, energetyka – to wszystko staje się proste i oczywiste. Jeżeli masz problem ze zrozumieniem, po co całe to gadanie o doszach, to obejrzyj to video, jest ono co prawda dedykowane osobom, z którymi spotykam się podczas konsultacji ajurwedyjskiej, ale to nie przeszkadza w tym, abyś mogła poukładać sobie za jego pomocą wiedzę o doszach:

Ale do rzeczy… Porozmawiajmy o tym, jak układa się nasz cykl menstruacyjny.

 (Pamiętaj, że początek cyklu liczymy od pierwszego dnia miesiączki)

Faza 1 – menstruacja (1-5 dzień cyklu) zdominowana jest przez doszę vata. Wszak vata pełni w ciele funkcję transportową, odpowiada za ruch, więc również za wypływ krwi menstruacyjnej na zewnątrz ciała. Naturalnie jest to faza nowiu, wycofania, detoksu. Spada nam poziom hormonów płciowych. Ponieważ menstruacja to duży wydatek energetyczny, raczej powinnyśmy w tym czasie odpocząć, zluzować, zadbać o siebie bardziej niż zwykle, poświęcić sobie znacznie więcej uwagi. Tym bardziej, że każda współczesna kobieta w swoim życiu przechodzi znacznie więcej miesiączek, niż nasze poprzedniczki, które rodziły znacznie więcej dzieci i dłużej karmiły je piersią. Ponieważ temat menstruacji, a zwłaszcza jej zaburzeń, jest bardzo interesujący, pochylę się nad nim wkrótce, w oddzielnym tekście.

Faza 2 – folikularna (6-13 dzień cyklu) – czyli od końca menstruacji do początku owulacji. Jest to czas kaphy, czyli czas przyrostu, bo kapha to przyrost, obfitość – przyrasta endometrium, czyli błona śluzowa macicy, aby przyjąć ewentualny zarodek, oraz rośnie jajeczko. Podobnie jak przyrasta księżyc do pełni.  Możliwe są inne objawy dominacji kaphy, np. charakterystyczne dla niej zatrzymania wody w organizmie, osłabienie metabolizmu. Ale jednocześnie kapha przydaje nam w tym czasie dobrej rzeczy – stabilności, przede wszystkim emocjonalnej. Dzięki niej mamy więcej pokładów cierpliwości, tolerancji, empatii, więcej determinacji i siły wewnętrznej do zmagania się z wyzwaniami rzeczywistości. Myślę, że jest to też dobry czas na podejmowanie kluczowych życiowych decyzji. A poza tym skóra robi się bardziej kapha – bardziej nawilżona, jędrna, a włosy błyszczą. Kapha dla realizacji swoich celów posługuje się hormonem zwanym estrogen.

Owulacja (14 dzień cyklu) – czyli księżyc w pełni 🙂 poziom estrogenu szczytuje, pęka pęcherzyk, w którym wzrasta jajeczko i jest szansa na ciążę. W tym czasie, jeśli jesteśmy w równowadze, jesteśmy oczywiście „boginiami seksu” 🙂

Faza 3 – lutealna (15-28 dzień cyklu) – księżyca zaczyna ubywać. Organizm intensywnie produkuje progesteron, hormon w stylu pitty, mocno zadaniowy, który ma przygotować macicę do przyjęcia zarodka, piersi – do laktacji, i jest niezbędny do utrzymania ciąży. I my w tym czasie jesteśmy zmotywowane, zadaniowe, dbamy bardziej o porządek, itp. Ale jednocześnie też bardziej krytyczne; wcześniejsza faza cyklu jest fazą samozadowolenia i poczucia, że wszystko co robisz jest dobre i właściwe i jakoś tak samo się układa, a teraz, w tej fazie wkracza na scenę wewnętrzny krytyk i już nic nam się nie podoba.

Oczywiście, to nie jest tak, że w fazie lutealnej dostajemy jeden jedyny wrzut progesteronu. Jest on produkowany cały czas, poziom tego hormonu sukcesywnie wzrasta przez całą drugą fazę, a apogeum osiąga w fazie lutealnej. Bardzo interesującą funkcją progesteronu jest to, że w czasie stresu nasz organizm sięga po niego i przekształca go w kortyzol – hormon stresu, zwłaszcza gdy nadnercza nie nadążają z produkcją kortyzolu. I właśnie ten mechanizm może być jedną z przyczyn problemów z zajściem w ciążę lub jej utrzymaniem.

Ale wracając do cyklu… jeśli nie zajdziemy w ciążę, spada poziom zbędnego już progesteronu, a  niepotrzebnie jak się okazuje rozrośnięta błona śluzowa macicy (endometrium) złuszcza się, aby później wydostać się z naszego ciała podczas menstruacji.  Powinien również spaść poziom estrogenu. Jeśli tak się nie stanie, to niestety robimy się jakieś takie nieogarnięte, rozlazłe, trudno nam się zmotywować, za dużo estrogenu w tej fazie to tendencja do obrzęków limfatycznych, tycie (zwłaszcza w okolicy bioder), mięśniaki, endometrioza.

Chciałabym Cię namówić, abyś zaczęła obserwować siebie i przyglądać się uważnie temu, co z Tobą dzieje się w trakcie cyklu. Bo po pierwsze świadomość sprawia, że łatwiej się żyje 🙂 a po drugie możesz tak planować życie, aby maksymalnie wykorzystać czas sprzyjający określonym działaniom, albo nieco się wycofać w odpowiednich momentach, w czasie gdy Natura i dosze podpowiadają, że tak właśnie należy zrobić. Korzystaj umiejętnie z narzędzi, które Natura ci daje, płyń z nurtem Natury, nie pod prąd. Będzie łatwiej 🙂

I jeszcze jedna kwestia… Rozmawiamy o hormonach w stylu pitty i kaphy, pamiętaj jednak, że tu szarą eminencją pociągającą za nasze hormonalne sznurki jest dosza vata. Ta dosza zarządza systemem hormonalnym. A robi to poprzez system nerwowy, ponieważ co prawda wszystkie hormony (w tym hormony płciowe, o których tu mówimy) produkowane są przez poszczególne narządy układu hormonalnego (jak np. jajniki, tarczyca, nadnercza), ale o tym, kiedy należy produkować te hormony,  w jakiej ilości, decyduje przysadka mózgowa i podwzgórze. A mózg jest ściśle powiązany z jelitami (połączony bezpośrednio nerwem błędnym), w których przecież dosza vata rezyduje w naszym ciele. Więc za wszelkimi problemami hormonalnymi, np. niedoborem progesteronu, czy nadmiarem estrogenu, niezależnie od objawów jakie to daje, stoi zawsze dosza vata, która z jakiegoś powodu wymknęła się spod kontroli w naszym organizmie.