fbpx

Pomyślałam, że może jesteś ciekawa? Może chciałabyś zajrzeć do mojej łazienki i sprawdzić, czy aby na pewno to, co piszę na blogu nie rozjeżdża się z moim życiem? Czy jestem autentyczna i czy naprawdę żyję tak, jak tutaj deklaruję? Czy rzeczywiście używam mąki z ciecierzycy i trzymam się tych wszystkich opisywanych rytuałów pielęgnacyjnych?

Otóż, po wejściu do naszej domowej łazienki w pierwszej chwili zdziwisz się. Półki pełne są kosmetyków drogeryjnych – kilka różnych szamponów do włosów, przynajmniej pięć dezodorantów w sprayu, jakieś kolorowe żele pod prysznic i mydła w płynie, dziwnie wyglądające (fioletowe) sole do kąpieli, itp. Przyjrzyj się jednak uważniej, bo pomiędzy nimi jest coś jeszcze…

Na przykład okrągłe białe opakowanie bez etykiety z kremem do rąk – to jest mój kluczowy, absolutnie zasadniczy i najważniejszy kosmetyk, recepturę odnajdziesz tutaj.

 

Zobaczysz też mały plastikowy słoiczek z masłem shea, którego używam do pielęgnacji ust.

Na blogu pojawił się kiedyś tekst poświęcony ustom, wraz z recepturą na balsam pielęgnujący, ale zazwyczaj wybieram wersję minimum, czyli po prostu smaruję je czystym masłem shea. Od czasu do czasu robię im też peeling za pomocą oleju sezamowego i cukru.

Jeśli pogrzebiesz w szafkach łazienki, dokopiesz się do ręcznie robionej pasty do zębów W tym samym tekście opisałam również zalecane przez Ajurwedę sposoby dbania o jamę ustną, ale szczerze przyznam, iż próby przywyknięcia do czyszczenia zębów meswakiem jednak zarzuciłam 🙂

 

A oto mój zestaw do pielęgnacji twarzy: krem – samoróbka, woda różana jako tonik (wkrótce o tym napiszę), peeling ananasowy…

Na kolejnym zdjęciu – zestaw do demakijażu i oczyszczania twarzy. Demakijaż robię olejem, zazwyczaj słonecznikowym, a do mycia stosuję mąkę besan lub  rossmanowy żel do higieny intymnej Facelle z aloesem.

 

W ogóle żel Facelle wygrywa pod względem uniwersalności; gdy gdzieś wyjeżdżam i mogę wziąć ze sobą tylko jeden kosmetyk do mycia, jest to właśnie Facelle, ponieważ można się nim umyć dosłownie od stóp do głów bez ryzyka, że coś się podrażni, że włosy wypadną, itp. 🙂 Ma ph 4,2, więc bliskie naturalnemu ph skóry. W składzie ma bardzo delikatne detergenty (pieni się niewiele), nie przesusza skóry. Zapach Facelle jest subtelny, a to dla mnie ważne, ponieważ mam wrażliwy nos i przeważnie zapachy drogeryjnych kosmetyków bardzo mi przeszkadzają, odbieram je jako zbyt intensywne, wręcz agresywne – przeważnie są syntetyczne, ja wolę zapachy jakie daje nam Natura. Zakonserwowany jest benzoesanem sodu, co dowodzi, że jak najbardziej kosmetyki, które składają się tylko z fazy wodnej (a takie trudniej efektywnie zakonserwować) można tak konserwować, nie trzeba używać pochodnych formaliny lub kontrowersyjnego (dla mnie) fenoksyetanolu.

 

A oto czym pielęgnuję resztę ciała… Oprócz wspomnianego Facelle, oczywiście zestaw mąka besan plus olej sezamowy (o czym pisałam tutaj), i drugi zestaw – własnoręcznie zrobiony balsam do ciała plus kremowy olejek pod prysznic Alterra malwa i szarłat (amarantus) lub szampon i żel pod prysznic 2 w 1 bezzapachowy Alterra (ale! wyłącznie te dwa, pozostałe żele/ olejki pod prysznic marki Alterra mają nieco inne składy, z bardziej agresywnymi detergentami).

A czym włosy? Otóż, tym… czyli dla poprawienia ich kondycji olej sezamowy, a od czasu do czasu kuracja olejem Mahabringharaj, a do mycia – albo szampon Alterra papaja-bambus albo jakiś szampon przygotowany własnoręcznie (ziołowy lub jajeczny). Aktualnie testuję szampon sporządzony przez moją znajomą zielarkę Jolę z Krosna.  Wkrótce poświęcę mu więcej miejsca na blogu, bo warto 🙂

W sypialni przechowuję krem do stóp. -Dlaczego akurat tam? Ponieważ chcę mieć go pod ręką – masuję i nacieram stopy przed snem. Często moczę je też w gorącej wodzie z dodatkiem soli, mielonych goździków i mielonego imbiru. Notabene, tej samej mieszanki używam do peelingu stóp, który jest elementem rytuału tajskiego masażu stóp.

A na koniec coś, czego w moim zestawieniu być nie powinno, ale jednak jest – antyperspirant Adidas. Tak, wiem, niezdrowy, nienaturalny i wstyd mi. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że używam go wyłącznie gdy pracuję. Testowałam wiele naturalnych antyperspirantów i żaden nie wydawał mi się odpowiedni, a najgorsze z najgorszych były marki Alterra, miałam wrażenie, że – przepraszam za wyrażenie – rozkładają mi się pod pachą. Próbowałam też samoróbek, ale to również nie było to…

Pozostałe kosmetyki w naszej wspólnej „rodzinnej” łazience nie należą do mnie 🙂 Co prawda walczę z nimi dyskretnie, sączę rodzinie do głowy wiedzę i informacje, ale wiadomo – z bliskimi zawsze najtrudniej 🙂 jedynie Mamę udaje mi się od czasu do czasu przeciągnąć na jasną stronę mocy 🙂

A jak jest u Ciebie? Udało się Tobie włączyć naturalną pielęgnację ciała i kosmetyki naturalne rytm dnia Twój i Twojej rodziny?